środa, 5 października 2011

Wierzę w świętych obcowanie

Po pierwsze - kto to jest święty?
Najogólniej święty to człowiek zbawiony. Człowiek umiera i po bożym sądzie zostaje potępiony, albo zbawiony. Zbawieni trafiają od razu do nieba, albo jeśli potrzebują jeszcze oczyszczenia, to trafiają do czyśćca. W rozumieniu potocznym święty to ten, który doznaje szczególnego kultu tu na ziemi.



Po drugie - gdzie ci święci przebywają?
Toć każde dziecko wie, że w niebie. Prawda? Ale gdzie to niebo?
Niebo nie jest miejscem materialnym. Święci są wśród nas. Dlatego w wyznaniu wiary  mówimy:


Wierzę w świętych obcowanie.
Trochę mylące jest tu polskie słówko obcowanie, bo znaczy co innego, niż by się cudzoziemcom wydawać mogło. Bo obcować z kimś to przebywać. I to całkiem blisko. Nawet na określenie aktu małżeńskiego używa się czasem terminu obcowanie.
Zatem jeśli wierzę w świętych obcowanie, to znaczy że wierzę, iż oni są tuż, tuż, całkiem blisko. Dlatego też gdy umiera ktoś bliski, często ludzie czują bardzo silnie obecność tych bliskich zmarłych. Mówią do nich, modlą się za nich. Czasem im coś wypominają. Sama też tak mam. Mówię do bliskich mi zmarłych. Ba! Czasami nawet się z nimi targuję i coś załatwiam. Tak, tak! Mówię do takiej osoby - ja się będę za Ciebie modlić, ale Ty za to śmigaj do Pana Boga i wyproś mi ... No, coś tam, czego akurat bardzo mi brakuje, mówiąc inaczej jakąś łaskę. Bo ci, którzy są w czyśćcu, mogą się modlić za nas, ale nie mogą się modlić za siebie. Tu dostają tyle, ile zasłużyli sobie na ziemi. Dlatego nasza modlitwa, nasza pomoc dla nich, jest tak bardzo ważna. I dlatego dusze cierpiące w czyśćcu są bardzo chętne do pomagania nam, tylko my musimy tego chcieć.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Adopcja na odległość


Można adoptować dziecko, udając się do ośrodka adopcyjnego, w którym ... I na końcu jakieś dziecko z domu dziecka przychodzi do naszego domu i zostaje naszą córką lub synkiem, a my jego mamą i tatą.

Można też inaczej.
Zwłaszcza jeśli te domy dziecka są daleko od nas, w dalekim kraju. Zamiast wyrywać dzieci z tamtej kultury i przywozić je do Europy, coraz więcej ludzi adoptuje dzieci na odległość. Zgłaszamy się do jakiegoś ośrodka zajmującego się adopcją na odległość. W takim ośrodku (nie trzeba udawać się do niego osobiście) dowiadujemy się, gdzie jakie dzieci potrzebują naszej pomocy. Deklarujemy któremu dziecku (lub grupie dzieci) i jak długo chcemy pomagać. Co miesiąc wpłacamy zadeklarowaną kwotę na podane konto i wiemy, że nasze pieniądze są spożytkowane na bardzo konkretny cel - najczęściej na jedzenie, ubranie, książki, czesne. Często jest możliwość nawiązania listowego kontaktu z naszymi adoptowanymi na odległość dziećmi. Oczywiście za pośrednictwem misjonarzy, wolontariuszy świeckich i duchownych,  którzy tam na miejscu opiekują się tymi dziećmi.

Można też, jeśli ktoś ma życzenie, pozostać anonimowym dobroczyńcą.

I wcale nie muszą to być wielkie kwoty. Dla dzieci w Afryce i w innych biednych zakątkach świata kilka dolarów, to kupa forsy, dzięki której mogą żyć i kształcić się. Im lepiej zaś te dzieci będą wykształcone, tym łatwiej w przyszłości sobie poradzą, tym szybciej ich kraje się rozwiną. Dlatego idea adopcji na odległość podoba mi się bardzo, bo stać na to każdego wedle jego możliwości finansowych, a dzieci są wychowywane w swoim środowisku.

Można też zobowiązać się do takiej adopcji jako grupa. Nierzadko takie grupy tworzą dzieci szkolne, które w ten sposób pomagają swoim kolegom, piszą do siebie nawzajem listy, wysyłają zdjęcia. Niesamowite przeżycia gwarantowane!

Żeby nie było, że tylko innych namawiam... Sama od dłuższego czasu jestem zaangażowana w adopcję na odległość. Trafiłam tam przez Salezjański Ośrodek Misyjny. Więcej o adopcji na odległość możecie poczytać na ich stronie
Można też wrzucić w wyszukiwarkę hasło "adopcja na odległość" i znaleźć inne tego typu ośrodki. Dzieci czekających na naszą pomoc jest naprawdę dużo. Dajmy im szansę!

niedziela, 6 marca 2011

Post, czy odchudzanie?

Ostatnio, jak co roku zresztą przed zbliżającym się Wielkim Postem, słyszę teksty w stylu: "Dobrze, że post się zbliża, to może trochę schudnę". Coraz popularniejsze są też wczasy z postem oczyszczającym, czy coś takiego, co to mają postem oczyścić ciało z toksyn, wylaszczyć delikwenta i takie tam dyrdymały. Dla mnie kojarzy się to ze starym przysłowiem "Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek".

Terminów post i odchudzanie absolutnie nie da się używać zamiennie. Bo albo pościmy, albo się odchudzamy. Pościmy z pobudek religijnych, odchudzamy się z pobudek zdrowotnych i/lub estetycznych. Co nie znaczy, że skutkiem dodatkowym postu nie może być utrata masy ciała. I owszem, osoby dużo poszczące, są zazwyczaj szczupłe, ale chodzi właśnie o intencję.
Sam post może być różny. Dwa razy do roku wszyscy dorośli katolicy są zobowiązani do zachowania postu ścisłego - w Środę Popielcową i w Wielki Piątek. We wszystkie piątki w ciągu roku są zobowiązani do zachowania wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych. We wszystkie piątki w ciągu roku (z wyjątkiem tych, kiedy w piątek przypada jakieś święto kościelne) i w ciągu Wielkiego Postu jesteśmy również zobowiązani do powstrzymania się od hucznych zabaw.

 Sam post, ten który sobie sami narzucamy, też może być różny. Można pościć o chlebie i wodzie w wybrany przez siebie dzień, można też pościć odmawiając sobie słodyczy, czy innych przysmaków przez jakiś czas. Przez miesiąc, przez tydzień, przez jeden dzień, albo choćby dziesięć minut. Tak, tak! Jeśli położymy sobie przed nosem smacznego cukierka i ze względów religijnych (na przykład jako ofiara w jakiejś intencji, lub po prostu pokuta za nasze grzechy) nie zjemy go natychmiast, tylko za parę minut, to już będzie post. I to ma sens. A jak ćwiczy silną wolę! Gdybyśmy chcieli w taki sposób się odchudzać, czyli odłożyć zjedzenie pączka na dziesięć minut, to by to sensu nie miało żadnego. Zatem proszę mi tu nie marudzić, jak w Środę Popielcową z przysychającym do kręgosłupa żołądkiem będę pilnować, kiedy zegar wybije dwunastą, by dorwać się do lodówki.  Bo ja w tę Środę zamierzam pościć, a nie odchudzać się. :>

 Na koniec jeszcze jedna mądrość ludowa.
 
"Post nie odchudzi, jałmużna nie zuboży"

Dopisek: Do wstrzemięźliwości są zobowiązane prawem kościelnym osoby od ukończenia 14 roku życia. Do postu ścisłego osoby w wieku 18-60 lat. (Kodeks Kanoniczny, kanon 1252).

niedziela, 19 grudnia 2010

Świąteczne klimaty?

Od dzieciństwa uczę się przeżywać Adwent jako przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Im lepiej przeżywam czas Adwentu, tym bardziej czuję świąteczny klimat. Postanowienia adwentowe, roraty, spowiedź, lampiony adwentowe, wieniec z czterema świecami....
Wiele rzeczy jednak psuje mi ten klimat.
Na przykład krasnoludy  udające świętego Mikołaja, straszące z każdej wystawy sklepowej, "dżingołbel" trzeszczące z każdego głośnika, choinki stawiane od początku listopada i inne takie. Przecież zgodnie z naszą tradycją choinkę wolno ubierać dopiero w Wigilię!
Jeśli ktoś gdzieś mówi o przygotowaniach do świąt, to mówi o karpiu, choince, prezentach. Kobiety zasuwają, jak dzikie osły, żeby na święta było wszystko ugotowane, przyozdobione, wypucowane, jakby sanepid miał chodzić i sprawdzać, a potem na święta są już padnięte i nie mają sił cieszyć się z czegokolwiek.
Przy okazji - ja okna myję PO świętach.

niedziela, 21 listopada 2010

Chrystus Król w Świebodzinie


Tym razem wpis reporterski. Pewnie obiło się już Wam o uszy, że w Świebodzinie stanęła gigantyczna figura Chrystusa Króla. Mam to szczęście, że mam do tego miejsca jakieś 6 km. Właśnie w parafii, gdzie się to wszystko dzieje, najczęściej bywam na mszy świętej. Dzisiaj odbyło się poświęcenie tej figury. Właśnie stamtąd wróciłam. Ludzi masa, o wiele więcej, niż się spodziewałam. W ciągu dnia całkiem pogodnie i słonecznie, ale o czwartej zaczęło już się zmierzchać
. Nie mam kompletnie wprawy w robieniu zdjęć panoramicznych, zwłaszcza o zmierzchu i nocą, więc większość zdjęć wyszła cudownie rozmazana.Ale kilka dało się wybrać do publikacji. :)

To właściwie jest pierwsze zdjęcie. Tylko ta linia wysokiego napięcia... :/
Bardzo się cieszę, że mogłam w tym wszystkim uczestniczyć, obserwować budowę, modlić się wraz z budowniczymi figury i trochę zmarznąć dzisiaj ze wszystkim pielgrzymami.

Króluj nam Chryste!

sobota, 20 listopada 2010

Ile można się spóźnic na mszę świętą?

Tyle samo, co na przyjęcie u Bardzo Ważnej Osoby.
Wyobraź sobie, że jesteś zaproszony na obiad u Prezydenta RP. Też zapytasz, ile można się spóźnić ten obiad? Nie wypada? No, pewnie, że nie wypada! A przecież Pan Jezus, który zaprasza nas na mszę świętą, czyli na swoją Ucztę, jest Najważniejszym VIP-em!


No, dobrze, ale człowiek jest człowiekiem i czasem się zdarza spóźnienie. Nie ma jednak żadnego przepisu, wbrew temu, co twierdzą niektórzy, który mówiłby, że jak się spóźnimy do tego momentu, to msza jest ważna, a jak po tym momencie, to już nieważna. To już musimy rozważyć we własnym sumieniu. W razie wątpliwości poradzić się spowiednika. Bo spóźnianie się na mszę świętą z błahego powodu jest grzechem. Również we własnym sumieniu należy ocenić, czy nasz powód jest błahy, czy obiektywnie uniemożliwił nam uczestniczenie we mszy świętej od początku do końca. 

poniedziałek, 15 listopada 2010

zwierzęta nie mają duszy

Ze wszystkich bożych stworzeń duszę mają ludzie i aniołowie (w tym upadli aniołowie, czyli złe duchy, czyli szatani, czyli diabły).  Jezus Chrystus przyszedł na ziemię, by nas zbawić. Cierpiał, umarł i zmartwychwstał za ludzi. Nie za zwierzęta. Modlimy się za ludzi zmarłych. Za ludzi. Za zwierzęta się nie modlimy. Bo zwierzę zdycha i to jest koniec jego życia. Tak, zwierzę, nawet najwspanialszy piesek, kotek, chomiczek zdycha. Jest tylko jedno zwierzę, które ma ten przywilej, że mówi się o nim, że umiera. Są to pszczoły. Dlaczego? Zapytajcie jakiegoś pszczelarza. Jest to głęboko zakorzenione w naszej tradycji, a tradycje należy szanować i kultywować.

Kolejna sprawa, wiążąca się z tym, co wyżej.  Co to znaczy, że ktoś adoptował kota? Czy to znaczy, że dał mu swoje nazwisko? Że będzie go kochał bardziej, niż własne życie?  Że w razie potrzeby odda mu swoją krew, albo nerkę, albo kawałek wątroby? Że w testamencie zapisze mu cały swój majątek? Bo to właśnie czynią rodzice wobec swoich dzieci, tych rodzonych i tych przysposobionych (a jeśli nie czynią, to powinni).

Zastanawia mnie czasem filozofia niektórych właścicieli zwierząt, którzy personifikują swoje zwierzęta domowe, jednocześnie ze smakiem zjadając inne.

Ps.: W naszym domu zawsze były i są jakieś zwierzęta: psy, koty, chomiki, rybki, ptaszki... Zawsze traktujemy je z szacunkiem. Szacunkiem należnym zwierzętom. Karmimy, leczymy, bawimy się z nimi, troszkę rozpuszczamy. I płaczemy, kiedy zdychają.

Żeby nie było wątpliwości - zaniedbywanie, dręczenie, męczenie zwierząt, traktowanie ich jak zabawki, którą można wyrzucić, gdy się znudzi,  jest grzechem.